sobota, 2 października 2010

Wojny walutowe

W mediach dużo ostatnio mówi się o wojnie walutowej, o co właściwie chodzi? Przesłanką na którą zwraca się uwagę jest manipulowanie kursem własnej waluty przez Państwo. W teorii kursów walutowych większość rozwiniętych gospodarek ma płynny kurs walutowy, który podlega i powienien siłom popytu i podaży na daną dewizę. Jak to jest w praktyce? A no tu teoretycy powinni się schować w krzaki, bo Państwa uczestniczące w wymianie walutowej nic mają sobie za teoretyzowanie ekonomistów, wiadomo liczy się zysk.

Wiadomo, że jeśli waluta kraju jest słabsza tym lepiej kwitnie jego eksport, bo wszystko wydaje się relatywnie tanie. Wiadomo także, ze rynek wyrównuje takie sprawy jak bilans płatniczy czy nierównowagę w tych płatnościach. "What comes up, must comes down" proste jak budowa cepa.
Jesteśmy właśnie świadkiem świadomego dewaluowania amerykańskiej waluty w najprostszy sposób - drukowanie, nic piękniejszego niż zalewanie globalnej gospodarki dolarem, którego pożycza się od Stanów za notabene 0,25%. Stany za to pożyczają kasę od świata za... najwięcej 3,5% - najdłuższy horyzont spłaty.
Inne kraje zreflektowały się i też nie zostają dłużne widząc jak ich eksportowe zyski topnieją w oczach w stosunku do dolara np. Japonia, Brazylia etc. Tu już w pełni świadomie przy użyciu podaży pieniądza regulują swój kurs.
Przeważnie interwencje mają charakter nieoficjalny w sensie, zwykłej sprzedaży części waluty, a zarobek z tego przeznaczany jest na cele banku centralnego.
Spekulancie skrzętnie wykorzystują pewne informacje by w prosty i szybki sposób zarobić kosztem "biednego" Państwa które walczy o swoje bytowanie w światowej gospodarce.
Jeśli chodzi o analizę rynku walut to uważam, że w pewnym sensie osiągamy lokalne ekstremum bilansu płatniczego i niedługo może nastąpić korekta lub odwrót sentymentu.
Eurodolar prawdopodobnie jest popychany operacjami otwartego rynku FED jak i ECB i nie wygląda mi to na sentyment pro wzrostowy - rozkwit na rynkach.
Główną przesłanką będzie potwierdzenie dobrych danych z rynku pracy USA (dane wychodzą w piątek, 08.10.2010) oraz inne wskaźniki gospodarcze, szczególnie, że piątkowy PMI nie zachwycił, rynek zareagował jak opisywałem to w piątkowym komentarzu.
Poziom 1.3800-1.3840 może zatrzymać dalszą aprecjację eurodolara, jeśli inne aspekty będą sprzyjające np. ponowna interwencja Bank of Japan w okolicach 82.84 lub niżej. Jeśli tak by się stało odwrót od euro popchnął by do góry franka i dolara
w zależności od korelacji.
Jeśli poziomy zostaną naruszone w sposób jaki odbywa się obecny rajd, bez problemu zobaczymy na EURUSD 1,4




Scenariusz drugi mówi o wybiciu górą z konsolidacji indeksów giełdowych pompowanych pieniędzmi z FED i nadwyżką w firmach inwestycyjnych, dla walut będzie to kontynuowanie ruchu jaki mamy dotychczas z mniejszą siłą. Duzi gracze jak narazie stawiają na długą stronę rynku eurodolara:

2 komentarze:

  1. Witaj Marcinie,
    Pomyliłem się i zamieściłem w poprzednim wpisie zamieściłem komentarz.
    Czy możemy się skontaktować ?
    pozdrawiam
    Marcin

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem na jakiego maila mam sie kontaktowac. Co do gry za wlasne pieniadze to jest zupelnie inna sprawa niz wirtualnie, to ty musisz psychicznie sie przygotowac na ta walke, glownie z samym soba i nikt ci nie pomoze:) taka jest prawda, atutem jest miec dobry warsztat, a ten przewaznie zdobywa sie doswiadczeniem na rynku

    OdpowiedzUsuń